Bar Bloody Valentine

Lekkim krokiem wyszłam na ulicę, a Santiago za mną. Udaliśmy się do najładniejszego miejsca w Nowym Yorku. Central Parku.

o hej Lesate

Zesz ty sie obudziła

sugerujesz coś????

Ja nie Jak bym smiał(smiech)

naprawde bardzo śmieszne no normalnie boki zrywać

Co tam u cB??
Jak minoł dzionek

całkiem dobrzale teraz odreagowuje.upije sie dzisiaj jak świnia(śmiech)

Weszłam do baru, Steve uśmiechnął się i podał mi piwo:
Dzieki - powiedziałam i usiadłąm przy barze.

Po raz kolejny wszedłem do BV. JAk zawsze skierowałem się do baru. Zauważyłem tam nieznaną mi jeszcze wampirzycę.
Whyski - rzuciłem do barmana. Do dziewczyny zaś wyciągnałem rękę, aby sie przywitać. Jestem Santiago. Chyba się jeszcze nie znamy. Uśmiechnąłem się po przyjacielsku.

Popatrzyłam na wamipra:
Amy- Uścisnełam dłoń wamiprowi.

Od dawna w NY? Spytałem powoli chłepcząc swój trunek.

Nie może tydzień.- powiedziałam cicho- eh.-westchnełam - A ty?- Spytałam Santiago, uśmiechnełam sie.

Wpadła do Bv. Zamówiła dżin z tonikiem i udała się na swoje stałe miejsce.
Puściła oko do Santiego i zaczęła grzebać w torebce w poszukiwaniu notatek.

Jaa hmm od kilku miesięcy. odpowiedziałem Amy. Ane zaś pomachałem, lekko zdziwiony, że się nie podeszła. Już się całkiem zaklimatyzowałem, tak sądzę... Powiedziałem prawieże do siebie.

Uśmiechnełam się:
*Tak sądzisz*pomyślałam :
co porabisz na codzień??- spytała uśmiechnełam się Santiego, Puściłam oko to Steva a ten podał mi kolejne piwo.

Gdy już skończyła ze swoimi notatkami przysunęła swoje krzesło do stolika Amy i Santiego.
- Miło , o czym gadamy ? - zachichotała.

lekko się przestraszyłam, popatrzyłam na wampirzyce:
Amy- powiedziałam i podałąm rękę.

Gadamy o tym co JA porabiam na codzień. Wyjaśniełem Ane, oczywiście akcentując "ja".
Tak więc (wiem wiem nie zaczyna się zdania od tak więc, ale co tam zaszalejmy... raz sie żyje ) na codzień porabiam... hmm w sumie to nic nie porabiam...
Zamyśliłem się.
Co ja właściwie robie w ciągu dnia!?

Zaśmiałam sie szczerze:
No to dużo robisz.- powiedziałam upijając łyk piwa.

Właściwie... to dopiero teraz się nad tym zastanowiłem.... i właściwie.. to ja naprawdę NIC nie robię!! Nie pracuję, nie uczę się... Mam hmmm pub... ale tam radzą sobie beze mnie.

Zasmiałam sie z nad butelki piwa:
A jednak coś robisz, jak by nie patrzyć jesteś właścicielem pubu- powiedziałam.

podeszłam do nieznajomej wiem tylko ze miala na imię Amy
-hej,krwawa merry można????

-" PABU " ?! - zaczęła śmiać się jak głupia - P-A-B-U - przeliterowała.
Santi , proszę - zachichotała jeszcze raz.

Hej - powiedziałam do nieznajomej, poatrzyłam na Santiego - Co jest??- spytałam rozbawiona.

Dobra Santiago ide bo 2 piwa mi wystarcza na dzisiaj-* Zwłaszcza po tym gwałcie* pomyślałam- następnym razem mi powiedz to cześć.- powiedziałam zeskoczyłam z barowego krzesła i wyszłam z baru, udałam sie do CP.

wpadłam do baru zła, wściekła:
Steve wódki daj. - powiedziałam na całe gardło, dostałam całą butelkę, w jednym łyku upiłam pół butelki. siadłam przy barze.

Weszła do baru. Nie była tu pierwszy raz, aczkolwiek była tu rzadkim gościem. Wybrała stolik na samym końcu, na szarym kącie baru. Nie chciała rzucać się w oczy. Poprosiła o butelkę whisky którą wypiła jednym haustem. Siedziała tak obserwując życie codzienne. Widziała wampiry, które byłyh już całkowicie upojone alkocholem, aż wydało jej się to dziwne.

Od wyjscia Amy nawet nie ruszylem sie z miejsca. Torche rozmyslalem, glownie o bezsensie mojej egzystencji. Nawet jako czlowiek nie bylem nikomu potrzebny, a teraz... prawdopodobnie czekala mnie samotna wiecznosc.
Masakraa.
W reku nadal trzymalem niedopita szklanke whyski.

A wracając co przerwanej rozmowy to o co chodzi z tym pubem twoim??- spytałam Santiego siadając obok .

Ocknalem sie. Amy wyrwala mnie z zadumy.
O wrocilas. Nagle zdalem sobie sprawe z tego o co zapytala. Pochylilem glowe zakrywajac usmiech. BEdziesz sie smiala.

Wszyscy się z tego śmieją - zachichotała jeszcze raz - A co tam u was , słonka wy moje ?

Ane... mruknalem uciszajac ja... utrudniasz....

Wiesz jak mi nie powiesz to wydusze z ciebie to.- powiedziałam wesołodo Santiego, uśmiechnełąm sie zachęcająco.

Powiedzmy, ze to.. tylko sie nie smiej powiedzialem rowniez z rozbawieniem. To .. dom lekkich obyczjow, przynajmniej daje duze dochody...

zachowując stoicki spokój:
Prowadzisz BURDEL- parskłam śmiechem- musze chyba odwiedzić to miejsce.- powiedizałam cały czas uśmiechając się szczerze.
* Nie powiedziałam bym że obok mnie siedzi burdel tata. Nie wygląda na niego*

Ej bez jaj... mowilem ze moi ludzie sobie radza beze mnie... - powiedzialem chowajac sie za Ane - Ja tam tylko odbieram dochody... no i planowalem wystroj... no i kilka innych drobiazgow... ale takich naprawde drbiazgowych drobiazgow...

A nie zastanawiałeś sie nad pójściem na studia, albo inną pracą?- Smiałąm się cały czas to mówiąc.
* musze poszukac tego lokalu zobaczyć jak urządził*

Szczerze mowiac nie... ale chyba zaczne, bo pustka w moim zyciu zaczyna mnie dolowac.... jeszcze nie zdazylem dokonczyc zdania a zadzwonil telefon. Wyjalem go z jeansow i spojrzalem na wysfietlacz. No i masz... powiedzialem ze sobie radza, to zaczeli mnie potrzebowac... Musze leciec do Villa Rosa. Do zobaczenia.
Wstalem i wybieglem z baru.

Villa Rosa- Powtórzyłam na głos żeby zapamiętać- dzieki Steve- zapłąciłam barmanowi i poszłam do Alice to mieszkania.

weszłam do baru i poprosiłam o butelkę czystej.usiadłam do wolnego stolika i zaczełam powoli ale dużymi łykami pić...

Poprosze krew z whiskey wstrząsniętą nie mieszaną

-ale wymagania
pomyślałam i poprosiłam o 2 czystą

Hehe jabys pozyła tyle co ja tez bys takie miała.
Siada w powietrzu

co tam??

poprosiłam jeszcze o 2 czyste bo facet już zaczął mi działać na nerwy
-a skąd wiesz że jesteś odemnie starszy???
powiedziałam i upiłam duzy łyk czystej